To nieprawda …

… że w kręgu moich zainteresowań muzycznych leży tylko muzyka z lat 60/70/wczesne 80siąte.
W kręgu moich zainteresowań od dłuższego czasu leży też muzyka … bliskiego wschodu.
Rzecz kompletnie w naszej szerokości geograficznej nieznana i zapewne powodująca u większości stulenie uszu na sam dźwięk tambura czy bendira.
Oczywiście nie mówię o obecnym pop’ie wschodnim. To faktycznie nawet i dla mnie jest za ciężkie.
Ale paru artystów zwróciło moją uwagę. Przede wszystkim i ta o której chciałem wspomnieć : Natacha Atlas. A to z racji wydanej niedawno jej nowej płyty, Mish Maoul.

Co wyróżnia tę urodzoną w 1964 r. wokalistkę ? Głos i jeszcze raz głos. Cóż się tu rozpisywać – trzeba posłuchać. Potrafi z arabskich pieśni wycisnąć to co naprawdę wpada w ucho. Poza tym, folkowe podejście do tematu – niestety, tylko do około roku 2002 ( do czasu płyty Ayeshteni (2001) i Foretold in the Language of Dreams (2002) ). Następne płyty ( Something Dangerous (2003) i wspomniana Mish Maoul (2006) ) są już momentami za nowoczesne.

Może komuś też wpadnie w ucho – chociaż ja cierpię, gdyż z pełnym gwizdkiem mogę Natachy słuchać tylko jak jestem sam w domu. Próg tolerancji i czerpania przyjemności z niektórych częstotliwości występuje tylko u mnie.

A wracając do samej Natachy, nie jest to taka gwiazdka która wskakuje na scene i mamy sukcesy, flesze aparatów i ogólny aplauz. Kobieta z wykształceniem ( zna parę języków ), mieszanego pochodzenia, obdarzona talentem który mi faktycznie imponuje.
Poza tym, dla chętnych więcej można poczytać na stronie oficjalnej stronie http://www.natachaatlas.net/. Z ciekawostek, polecam sprawdzić dział z utworami wykorzystanymi do filmów – znajdziemy tam takie filmy jak Sahara, Kingdom of Heaven, 3-Iron ( szczególnie w tym filmie muzyka mnie kopnęła ), itp.

Jedyny mankament to ten, że większość jej pieśni nadal nie potrafię zanucić, pomimo treningu.