EuroKiczoWizja

Ponieważ we współczesnych trendach muzycznych poruszam się i orientuję słabo, a wręcz w ogóle, wszelkiej maści bale festiwale są dla mnie w jakimś stopniu odzwierciedleniem obecnych trendów w branży muzycznej. Traktuję je jako ‘aktualna scena muzyczna w pigułce’.

Takim sposobem trafiłem w TV na półfinał do Eurowizji. Zasada jest prosta, 23 kraje prezentują swoich wykonawców, z tego wybieramy 10-siątkę, która weźmie udział w Wielkim Finale. W Wielkim Finale zobaczymy też 15-stu reprezentantów jeszcze innych krajów, którzy nie muszą brać udziału w półfinałach ( prawie jak 15-stka najlepszych skoczków narciarskich ).

Nie to, żebym czekał na ten półfinał z wytęsknieniem, czy też w ogóle Eurowizja była dla mnie czymś szczególnym. Ot, jest to po prostu te 320×200 pikseli mojego monitora, w których coś się tam dzieje w tle moich innych zajęć. Ale skoro już była, to nie omieszkałem posłuchać/popatrzeć co to teraz się robi, aby zaistnieć w branży.

Na finale pewnie też będzie ciekawie, ale to co zobaczyłem i usłyszałem w przedbiegach, aż się prosi aby …
No właśnie, aby – siąść i zapłakać, kląć, załamać ręce, płakać, wyrzuć TV przez okno, kląć, pojechać na finał EW i rzucać czymś ciężkim na scenę, kląć, załamać się, kląć oraz kląć.

Ja rozumiem, że teraz są inne czasy. Że są gusta przeróżne. Że różne mody nastały, że się rapuje i hiphopuje. Ale dla człowieka z jako takim nawet wykształconym zmysłem estetyki, prezentacje konkursowe muszą powodować odruch wymiotny.

W skrócie, 85% wykonawców zaprezentowało się w skąpej odzieży, odsłaniającej to i owo, a dary wybujałe dzięki szczodrości matki natury, rwały się by wyskoczyć zza kusego dekoltu i pobiec bawić się z publicznością. Dodatkiem do tego niepełnego ustrojenia był szereg ruchów z gatunku energiczno-wypinająco-naprężająco-podskakujących. Dary natury drżały w radosnym pląsie, a w reflektorach błyszczały oblicza gładkich kończyn, których na pewno pozazdrościć mogłby kubańskie kobiety skręcające cygara o swe spracowane uda. Większość tych podrygujących cudów techniki makijażystycznej (?) próbowało wydawać odgłosy paszczowe. W tle pulsowały plemienne bębeny.

Może uogólniam, może jestem erotomanem któremu wszystko kojarzy się z golizną, może jestem staroświecki, może nie mam słuchu, może nie potrafię docenić wysiłku, może … Ale jedno wiem na pewno – nie umiem, to nie pcham się na scenę.
Niestety, skalą sukcesu scenicznego ( w tym przypadku wygranie/zajęcie dobrego miejsca na EW ) nie jest już jakość piosenki. Nie jest też jakość głosu. Nie jest umiejętność śpiewania w zgodzie z rytmem. Nie ma takiej potrzeby, bo widocznie teraz ludzie wszystko oceniają wg. wyglądu.

Nie powiem – w tych półfinałach zdarzyło się słyszeć piosenki zaśpiewane ‘normalnym’ i dopracowanym głosem ( Serbia i Czarnogóra bodajże ). Nie brakło żartów scenicznych ( Litwa ). Oczywiście, nie można zapomnieć o reprezentantach normalnej muzyki ( Finlandia – Lordi ), którzy dali nie dość, że ciekawy popis sceniczny ( ładne stroje, maski, godni kontynuuatorzy dokonań zespołu KISS ).

Reszta to kicz, popelina i woda na młyn odwetowcom. Występ polskiej ekipy w postaci takiego śmiesznego zespołu nawet nie skomentuję, byłem obrzydzony i zohydzony. Nie zliczę, ile piosenek było przerobioną wersją wcześniejszych hitów ( Choćby Abby )

Moim faworytem w procentowej zawartości kiczu w kiczu jest występująca jako ostatnia reprezentantka Islandii. Do końca byłem przekonany, że jej kiczowaty różowy ubiorek, piskliwy głosik fałszujący ile wlezie, badziewna scenografia i tandeciarki balet to celowe uderzenie w jakość EW. Chęć pokazania, jak cała branża muzyczna jest zatopiona w poszukiwaniu pieniędzy, kreowaniu ikon kultury, które nawet nie muszą umieć śpiewać, byleby dało się zarobić na ich wizerunku i reklamach.
Niestety, później wszedłem na stronę owej artystki. Ona faktycznie ma taki styl i tak śpiewa.

Ale tak myślę, że na taki ‘konkurs’ to chyba żaden zespół dbający o swoje dobre imię nie chciałby pojechać. Dlatego taki poziom. Kto chciałby być stawiany w jednej linii z takimi $#%&^@#.

Oby do finałów.