Ukoronowanie lenistwa
Linux mnie tak rozleniwił, że coraz częściej przychylnym okiem spoglądam na dystrybucje które mnie najzwyczajniej rozpieszczają. Faktem oczywistym jest, że zawsze na pierwszym miejscu jest Debian – rozpieszcza i mile łechce moją próżność, którą karmię samozadowoleniem z umiejętności panowania nad systemem w trybie tekstowym. Potem pojawia się i Ubuntu i OpenSuSe, które fajne są, wiele rzeczy robią same od siebie i tryb graficzny staje się faktycznie trybem graficznym. Lecz tu z kolei mamy konflikt słusznej drogi rozwoju dystrybucji wg. zamysłu twórców i mojego. Dlatego ucieszył mnie prosty i niemal w pełni zautomatyzowany Mint w wydaniu LMDE (oparty o testowe repozytoria Debiana), bo w naturalny sposób łączył stare domowe pielesze (Debian) z nowoczesnością wymaganą przez moje postępujące lenistwo cywilizacyjne. Łyżką dziegciu pozostał jednak fakt, że LMDE pozostał jak do tej pory wydany jedynie w wersji 32bitowej.
Lecz jak zostało niedawno zaanonsowane, wkrótce (jeszcze w grudniu 2010 roku) pojawi się nowe wydanie LMDE z pełną funkcjonalności wydania Mint 10, poprawionym instalatorem, usprawnionymi fontami oraz ulepszoną obsługą dźwięku, i na dodatek z ogólnym przyśpieszeniem wewnątrz-systemowym. I po raz pierwszy również w wersji 64bitowej, co ogromnie cieszy.