Logika inżynierska
Jak się w Polsce buduje drogi? ‘W ogóle’, zakrzykną jeżdżący tu i ówdzie i po części będą mieli rację…
Ale przed swoim domem mam żywy przykład, że drogi się jednak robi. Cofnijmy się do wydarzeń, które zapoczątkowały remont. A było to tak…
– – – –
Stało sobie bowiem skrzyżowanie. Skrzyżowania leciwe, wymagające remontu. Na asfalcie kumoszki dziury codziennie obgadywały koleiny, koleiny się obruszały, a TIR i inne pojazdy wgniatały masę drogową coraz głębiej i głębiej. Ludzie postanowili pomóc skrzyżowaniu i rozpoczęli remont od zrobienia ładnej wysepki dla pieszych na środku drogi. Porządnie ją oznakowali, pięknie wyłożyli kostką i stała się ozdobą całego skrzyżowania. Jednak, ludzie zauważyli, że postawienie wysepki nie pomogło dziurom, a koleiny to wręcz się pogłębiły ze zgryzoty. Dlatego ludzie poprosili innych ludzi, przy przyjechali w swoich ciężkich maszynach. Tak też się stało, zgrzytnęły zębatki, warknęły mocą silniki i bezlitosne zębiska maszyn usunęły starą nawierzchnię, zniwelował wysepkę, by po paru miesiącach wyłożyć lśniący pięknością dywanik czarnej masy. Ludzie zakrzyknęli z radości, piesi trochę zmarkotnieli, bo polubili wysepkę, ale widocznie taka jest cena postępu – coś musi zginąć, by żyć mogło inne coś.
Okoliczne drzewa opadły z liści, by same paść po jakimś czasie od ciosów drwali z piłami motorowymi, pojawił się pierwszy śnieg, wszystko wskazywało na to, że czas przemijał nieubłaganie…
Podreperowane skrzyżowanie czuło się nieźle. Może nie do końca było takie śliczne jak chciało, szpeciły je tu i ówdzie szramy po łączeniu asfaltu, ale optymistycznie patrzyło w przyszłość. Wtem znowu przyjechali ludzie w dużych maszynach i postanowili, że jak remontować, to remontować. Skierowali swe maszyny przeciw studzienkom kanalizacyjnym osadzonym w nowiutkim wdzianku skrzyżowania i poczęli je polepszać. Widocznie studzienki skarżyły się na to, że nikt na nie zwraca uwagi, dlatego dobrzy ludzie wiedzeni empatią, podnieśli studzienki o 10 cm nad asfalt, by też mogły przyjrzeć się piękniejącemu światu.
Skrzyżowanie westchnęło, jęknęły podwozia samochodów które wjeżdżały studzienkom na głowy. Minęły dwa miesiące…
Na skrzyżowaniu pojawili się ludzie ze swoimi maszynami. Studzienki dość się naoglądały świata, a może bolały ich klapy od śmierdzących kół samochodów… Ludzie uruchomili maszyny, zgrzytnęły zębatki, warknęły mocą silniki i bezlitosne zębiska maszyn usunęły starą nawierzchnię…
– – – –
Sprawa jest rozwojowa – po roku (dwóch?) prac przy tym skrzyżowaniu, jedni zdzierają co położą drudzy, by za chwilę pojawili się następni, tnący powierzchnię, lub dziurawiąc ją pod studzienki. Zima idzie, to pewnie apogeum prac przed nami…
Czy w tym kraju nikt nie może tak normalnie, po chłopsku, stanąć, pomyśleć jak zrobić, żeby się nie orobić i było dobrze? I wykonać raz a porządnie taki remont? Przypuszczam, że gdyby ci robotnicy nie mieli nad sobą kierownika (i wyżej) po studiach, sami lepiej by robotę zorganizowali i wykonali.