Stara brutalna Alicja
Dziwię się mnie, że nie wspomniałem o tych płytach wcześniej. Pamiętam, jak sam byłem zaskoczony ich odkryciem (dwa czy trzy lata temu), bo po płytcie Trash (1989) i chudych
Niestety, płyt Brutal Planet (2000) i Dragontown (2001) próżno szukać w sklepach po normalnych cenach. Z racji wąskiego grona odbiorców, są po prostu drogie. Sam kupiłem jest za pośrednictwem wiadomej witryny aukcyjnej (nowe). Ale zapewniam was, to bardzo dobrze ulokowane polskie złote.
Nie nastawiajcie się na oklepane pop’owe przyśpiewki. Niektórzy zarzucą Alice, że skrzeczy (bo i z takim stwierdzeniem się spotkałem) – mówcie co chcecie, ale tylko wokaliści z charakterystycznym głosem pozostają w pamięci (Ozzy Osbourne, itp). Jego głos doskonale wpasowuje się w tonację ostrych gitarowych riff’ów, drapieżnie szarpaniąc nasze zmysły. Jest mocno, agresywnie, choć trafiają (trafią?) się i ballady (Every Woman Has a Name – nie liczcie jednak na balladkę o zagubieniu i miłości). Motoryka poczynań sekcji instrumentalnej wraz z rytmicznym wokalem Alice naprawdę wpadają w ucho, pozostają tam i z hukiem demolują resztki naszej nieśmiałości. Z kolumn wsączają się w nas przewrotne teksty, nonszalancko rzucane w przestrzeń, których po prostu nie można pozostawić bez uśmiechu zrozumienia. Polecam z zapoznaniem się z bookletami.
Ja nie potrafię wyselekcjonować nalepszych kawałku. Całość przyswajam na w pełni podkręconym śrubokręcie i noga zawsze znajdzie czas do wybijania rytmu. Rzecz jasna, nie każdy wytrzyma tempa narzuconego przez materiał na tych płytach.
A dlaczego sobie przypomniałem o tych krążkach – po prostu potrzebowałem włączyć coś, co zapętlone wspomoże mnie energetycznie w remoncie mieszkania, a jednocześnie po kilku godzinach grania nie znudzi. Przynajmniej mnie, nie wiem co na to sąsiedzi 🙂