Człowiek na hektarze – podsumowanie
Pisałem jakiś czas temu, że wybieram się do Krynicy na coroczny Festiwal Fotografii Przyrodniczej i Krajobrazowej. Jak postanowiłem, tak zrobiłem i się tam wybrałem. Pooglądałem bardzo ładne wystawy, ale najbardziej nastawiałem się na warsztaty, które miały znacznie podnieść mój talent i postrzeganie świata na potrzeby fotografii.
Ponieważ na warsztaty należało dokonywać zapisów, tak też uczyniłem, z małymi perturbacjami. Załapałem się na plener o nazwie Hektar Krajobrazu, nad którymi pieczę objął Włodzimierz Płaneta.
Niestety, nie wtrąciłem się przez swoje gapiostwo na wieczorne pstrykanie zachodu słońca z Jaworzyny, jak też na off-road na terenówkach (prowadzony przez Pawła Duma – zbieżność przypadkowa jak mniemam).
A na plenerze spodziewałem się łazęgowania po okolicznych łąkach, lasach i błocie, a tu pan Włodek przyprowadził nas na polankę 100×100 metrów i powiada – ‘waszym zadaniem jest w trzech zdjęciach opowiedzieć jakąś historyjkę tego miejsca, pokazać jego charakter (miejsca)’. Po wykładzie co i jak, oraz jakimi środkami najlepiej, najłatwiej i najefektywniej jest robić, brać rozbiegła się po bagnistej polance w celu poszukania tego ‘czegoś’.
Efekt ?
Buty ufajdane po same sznurowania, spodnie też, igły we włosach (i tak lepiej, niektórzy załapali się na żywicę). Zdjęcia ? A i owszem. Tony zdjęć. Tylko akurat nie z tej polanki 🙂
Wraz z dwoma autochtonami (grtx Wojtki dwa !) po oględnym obejrzeniu polanki wybraliśmy się na przełaj przez krynicką górę – brodząc po błocie i trawach, łażąc po chaszczach, zgromadziliśmy na naszych kartach pamięci w aparatach nawet nie hektar krajobrazu, a pięć.
W zasadzie puszczeni samopas mieliśmy czas aż do wieczora, kiedy to odbywało się podsumowanie zdjęć wykonanych przez ludzi na tej polance. I tak, po godzinie 19stej podreptaliśmy do hotelu, gdzie na rzutniku miał się odbyć pokaz i dyskusja nad fotkami. Oczywiście rzutnik ktoś p …. przeniósł w inne miejsce, więc zadowoliliśmy się opowieściami pana Włodka, potem sami opowiedzieliśmy co też uwieczniliśmy na tych swoich trzech wybranych zdjęciach, a potem znalazł się rzutnik.
Jednak dyskusja nad zdjęciami zapowiadała się do samego rana, a mnie obowiązki wzywała jak zawsze, zatem pożegnałem się grzecznie i pognałem w swoje strony. Ot, i cała historia.
Czy to znaczy, że nie potrafiłem nic na tej tytułowej polance dostrzec ? O nie. Co prawda, najlepszym sposobem było tam czołganie się na kolanach z obiektywem makro, ale nie o to chodziło.
Ja popełniłem taki trójpak – “Stary, młody i pasożyt” (w zasadzie pomysłów na tytuły miałem więcej niż samych pomysłów na zdjęcia) .
Co mogę powiedzieć na swoją obronę … W sztuce fotografowania najgorsza jest sztuka wyboru 🙂
Tutaj są prace popełnione przez innych uczestników.
A za rok też pojadę nurzać się w błotach krynickich.