Dzień pod słonecznym psem

Dziś mi w końcu zaświeciło upgranione słoneczko, niebo niebieściutkie, lekka bryza od lasu, nic tylko aparat w plecak i pognać przez łąki i pola uwieczniać złotą polską jesień.
Niestety, skutecznie ten dzień psują mankamenty egzystencji materialnej. Po raz drugi wysiadł mi się sprzęt, za który dałem dość sporo pieniążków. Był on już na gwarancji w naprawie, za którą mi też kazali zapłacić dość sporo pieniążków, po naprawie pochodził tydzień i znowu się z nim to samo stało. Ręce mi odpadają, bo od marca sprzęt używałem może z dwa tygodnie, reszta czasu to jego jazda po serwisie ( Korea ? ). Nie ukrywam, sprzęt zakupiony w celach zarobkowych, dobrze by było gdyby działał, a nie wymuszał dodatkowe inwestycje – w miejsce tego niedziałającego zakupić muszę nowy, innej firmy, ale wolałbym to zrobić wcześniej odzyskawszy kasę za ten pierwszy, co jest nierealne. Więc ciągnę ten wózek łudząc się, że mi naprawią.
No i byłem niegrzeczny dla pana po drugiej stronie słuchawki, no ale kto by chciał być grzeczny, gdyby się dowiedział, że po raz kolejny z mojej winy coś się w tym ustrojstwie uszkodziło. Gdybym miał do czynienia z takimi urządzeniami tydzień, dwa, a nie sześć, siedem lat, to słowem bym się nie odezwał na zarzuty niekompetencji ( też mi filozofia, wpiąć urządzenie do UPS’a, tak jak kilkanaście innych ).

I jak tu znaleźć spokój ducha.