Stało się
No i tak oto po wielu miesiącach wczytywania się w opisy, testy, przykładowe zdjęcia, niezliczone godziny rozmów na ten temat, stałem się posiadaczem cyfrowej lustrzanki.
Zanim wyjawię co kupiłem i narażę się na srogi gniew użytkowników innych marek, opowiem, co kierowało moim wyborem.
Przede wszystkim – jako laik muszę od czegoś zacząć. A nie ukrywam, że w dziedzinie fotografii jestem cieniutki.
Za moim laictwem postępuje czynnik ostrożności – wolałem nie przeinwestować, aby potem nie okazało się, że wywaliłem pieniądze na sprzęt, z którego ani nie mam radości, lub nie potrafię wycisnąć przynajmniej 50% możliwości.
Świadom pozostałem faktu, że body to 10 – 20 % sukcesu przy robieniu zdjęć – reszta dzieli się na talent i dobry obiektyw.
Zatem wybrałem – body takie, żeby nie było wstydu, z w miarę dobrą elektroniką i możliwościami. Obiektyw – niestety, górna półka obiektywów za 2 – 4 tysiące to jeszcze nie dla mnie, więc pozostaje jakiś kompromis – pomiędzy jakością a ceną.
Wybrałem Olympusa E-500 z dwoma szkłami ( Zuiko 14-45 ( kitowy ) i 40 – 150 ) + kartę CF 1 GB .
Głównie rozchodziło się o szkła – te dwa dają mi na POCZĄTEK w miarę uniwersalne możliwości. Z czasem, jak wykrystalizuje się moja własna koncepcja fotografii, będę wiedział, jaki sobie obiektyw dokupić, tak, aby dopełnić całości.
Dlaczego E-500 a nie E-1 lub E-330 ? E-330 – za drogi jeszcze, E-1 – praktycznie nie do dostania, poza tym – jednak 5 megapikseli. Dlaczego w ogóle Olympus, a nie bijący rekordy popularności Canon 350D ? Niestety, Canon swój kitowy obiektyw ma o wiele słabszy od tego co daje Olympus, a lepszy obiektyw do Canona znacznie przekraczał środki jakie planowałem wydać na sprzęt. Nikon ? Za wysokie progi. Póki co.
Na razie oswajam bestię – w planach zakup statywu i filtru polaryzacyjnego. Kto wie jeszcze czego. W zasadzie, dobry fotograf cudów nie potrzebuje, żeby dobre zdjęcia robić. Ale zanim dojdę do tego stadium, pozwólcie, że wesprę się paroma technicznymi dopalaczami. Zdjęciami na pewno jakimiś się kiedyś pochwalę.