Słuchaj muzyki. Godzinnę dziennie, codziennie
Cóż można rzec. Standardy bluesowe w wykonaniu Aerosmith? To na pewno nie będzie taki blues do jakiegoś przywykliście. Nawet wykonanie ‘Baby, please don’t go’, pozycji obowiązkowej na wielu płytach przełomu lat 60/70, w ich wykonaniu to jest zupełnie nowy kawałek.
Czuć i słychać gitary, bas wyrywa gazetę z ręki (SF), diabeł na rozdrożu macha przyjacielsko ręką, a pogawędkę z nim ucina Tyler (wydzierając się? ), a wszystko podłączone pod niezłe wzmacniacze i kopnięte okutym butem dla podkreślenia efektu. Dołączmy do tego chórki gospelowe, brak ‘wypełniaczy’, konsekwentne granie i to już cały klimat płyty jaki da się przybliżyć słowem pisanym.
Eh, cóż to za czasy, że weterani sceny mają więcej werwy, jaj i polotu niż wszystkie nowomodne/współczesne zespoły razem wzięte.
Jeżeli ktoś do tej pory nie wierzył w Aerosmith – uwierzy.